Przesiąknięty historią i zapachem kawy Lwów, wciąż odbijaj echa przeszłości. W uszach turystów brzmią one, jak tęsknota za czasami, które nigdy nie wrócą. Ta nostalgia ustępuje jednak nowoczesności, w której Lwów zanurzył się po czubki wież prawosławnych cerkwi.

Mój Lwów to nie sentymentalna podróż do raju utraconego. To podróż do świata, który łączy w sobie cechy wszystkich europejskich stolic, pozostając przy tym swojski i szczery do bólu w przywiązaniu do tradycji. Tutaj Wschód spotyka się z Zachodem, tworząc jedyną w swoim rodzaju przestrzeń do rozmów o kulturze, religii i przeszłości.

Lwowska bohema wciąż jest tu obecna, podobnie jak suszone na gazetach ryby, swojskie kiełbasy na targowiskach i potańcówki pod gwiazdami, gdzie na tłumy gapiów czekają regionalne alkohole i nie mniej wyborna muzyka.

Lwów wprawia w zachwyt i nie daje odpocząć. Śmieje się wyszczerzonymi zębami czasu prosto w oczy i nie zwalnia tempa ani na chwilę. To miasto pełne kontrastów i szczytów absurdów, na które bardziej lub mniej świadomie wspinają się turyści z całej Europy. Spragnieni powrotu do czasów zamierzchłych, odkrywają, że Lwów to relikt przeszłości, w którym wciąż oddycha się pełną piersią.
Do Lwowa wciąż chce się wracać, a wystawa jest zbiorem wspomnień, zachwytów i zaskoczeń nie z jednej, a z kilku bardzo niesentymentalnych wypraw.

To miasto wciąga w wir przeszłości, nie będąc przesadnie ckliwym. Ta szczerość łapie za serce, aż brakuje tchu. Wtedy w głowie zaczyna kiełkować jedna myśl:
Ach, żebym się jeszcze urodzić miał znów
To tylko we Lwowie…
Back to Top